środa, 22 lipca 2009

Dofu!


18.07
Sobote spędziliśmy z druga grupa dzieci adopcyjnych, jest ich tam 15. Prawie wszyscy mieszkaja w malej wiosce oddalonej od Mitunguu ok. 50 km, po drugiej stronie Meru, gdzie panuje ogromna bieda, bardzo się roznia ich warunki od wczesniej odwiedzonych dzieci. Mieszkaja w malych domkach ulepionych z gliny lub zbitych z desek, często brakuje jedzenia, gdy Francis do nich przyjezdza (raz w miesiącu), to zawsze organizuje im posilek, tym razem był to kawalek chleba i kubek herbaty z mlekiem. Zazwyczaj dostaja cos cieplego, ale chyba zbiegly się dzieci z calej okolicy i w sumie było ich 70-80. My ruszyliśmy z piosenkami, zabawami (po Kenii chyba każdy z nas będzie miał dosc tumby, klaszczmy w dlonie, Tys jak skala itp., śpiewaliśmy to tutaj milion razy:), a oni odpowiedzieli swoimi tancami. Potem podzieleni na grupy przygotowali rysunki, większość z nich nigdy nie mialo kredki w reku, ale bardzo się zaangażowały. Na koniec wspolne ogladanie prac, oklaski, zdjęcia, mowa Francisa i powrot do domu.

poniedziałek, 20 lipca 2009

Asante sana!


Niedzielny poranek uplynal na oczekiwaniu na sygnal od wracającego z Nairobi ks. Francisa, kiedy mamy wsiąść do matatu i uderzac do Nkobu (czyli do asfaltu:), a stamtąd już razem. Jednak nie nudziliśmy się: o 7.15 msza a po sniadaniu przyszly dzieciaki i Marysia uczyla ich grac na gitarze, a oni uczyli nas piosenek w Suahili, co okazalo się strzalem w dziesiątkę, bo na poniedziałkowej mszy wszyscy az odwracali się ze zdziwienia, gdy usłyszeli, ze na uwielbienie spiewamy ich piosenke.
Wracajac do niedzieli, to z Francisem i odebrana z lotniska Australijka udaliśmy się do siostr, u których będzie wolontariuszka przez najbliższy miesiąc. A tam czekal na nas smaczny obiad i spotkania z proboszczem, nastepnymi siostrami, a potem w drodze powrotnej kolejna parafia i zabawy z dziecmi, sa tak chetne do wszystkiego. Tak minela niedziela.
Poniedziałek bardzo intensywny. Przedpoludnie spędziliśmy w szkole sw. Franciszka czyli za plotem, mogliśmy posłuchać jak wyglada u nich nauka, jakie maja problemy itp. Oczywiście przeszliśmy się po wszystkich klasach: najmłodsze nie mogly przestac śpiewać, a najstarsze pytac o wszystko. Pewnie jeszcze dzisiaj pojdziemy tam w przerwie obiadowej pośpiewać i pobawic się z nimi, a ze starszymi przeprowadzimy lekcje o Polsce itp.

poniedziałek, 13 lipca 2009

Muga!


Muga!
Może jeszcze dwa slowa o wizycie u biskupa. Nie był on tak otwarty i serdeczny jak tutejsi ksieza, oczywiście rozmowa milo się toczyla, ale dystans jednak pozostal. Francis tez się troche inaczej zachowywal, wiec pelny szacunek do biskupa. Nie ma raczej hura radości, ze ktos przyjechal i może cos z tego będzie na przyszłość, bo takich jak my pewnie wielu przyjezdza. Francis potem przekazal nam, ze biskupowi podobaly się prezenty, które mu wreczylismy, jeszcze wspomnial, ze chetnie wpadlby do Mitunguu (tak właściwie nazywa się nasza miejscowość) żeby zasmakowac polskich potraw:)

niedziela, 12 lipca 2009

KARIBU!!!

Kasia i Marcin, którzy są teraz w Kenii prosili żebym przerzucił ten post na stronę o adopcji, bo nie wszyscy wchodzą na stronę główną Diakonii Misyjnej. Niniejszym to czynię (jutro kolejna część):

Jest 10.47 i jesteśmy w Kenii, w Nairobii. Nareszcie.
Dziewczyny spia, bo podroz dala się nam we znaki. Nie mamy nic do zarzucenia tureckim liniom, ale w sumie trwala 12 godzin. Nie obylo się bez przygod. Po wyladowaniu i wypelnieniu wszystkich formularzy wizowych i jeszcze związanych ze swinska grypa, odebraliśmy nasz bagaz, odziwo nic nie zaginęło, wybieglismy cali szczesliwi do hali przylotow, a tam na nas nikt nie czekal… Dzwonimy do o. Francisa, ale słyszymy tylko, ze nie jest osiągalny. Stoimy, czekamy, dzwonimy. Rozlozylismy się z powrotem na lotnisku z mysla, ze jakos doczekamy 6.30 czyli tutejszego wschodu słońca i ruszymy do miastu na poszukiwanie hotelu. Caly czas tez wierzyliśmy, ze Francis się pojawi. Ubralismy się co było pod reka, bo temperatura na dworze chyba spadla do 10 st., ludzie dokola nas chodzili w kurtkach, czapkach. Na szczescie ok. 3.30 otrzymalismy smsa, ze Francis jest już blisko. I tak dotarliśmy o 4.30 do campusu Uniwersytetu Kenyatty, gdzie jeszcze jedna noc ugoszcza nas znajomi Francisa.
Dzisiaj w planach spacer po Nairobii, a jutro ruszamy do Meru.