środa, 19 sierpnia 2009

Ostatni odcinek kenijskiej przygody


Tu Kasia. Chcę się z Wami podzielić czymś, co mnie bardzo poruszyło.

Rozmawiałam dziś z chłopakiem o imieniu Derick. Zamieniłam z nim wcześniej parę razy kilka słów, bo pojawiał się na spotkaniach wspólnoty. Ale dziś od słowa do słowa opowiedział mi historię swojego życia. Ma 23 lata. Jego rodzice rozeszli się wiele lat temu, gdy był jeszcze w podstawówce. Ojciec alkoholik w ogóle nie przejmował się losem pozostawionych dzieci. Bezrobotna matka była w stanie opiekować się jedynie dwójką najmłodszych z szóstki dzieci. Trójka starszego rodzeństwa Dericka rozpierzchła się po świecie. Nie wie on nawet gdzie są i co robią.

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Moze juz ostatni kenijski odcinek...


Im bliżej naszego wyjazdu z Mitunguu, tym czas zaczyna szybciej biec. Dziewczyny, jako że są tu już ponad 6 tygodni, tęsknią za domem. Ja jestem dopiero 3 tygodnie, więc tak na prawdę dopiero zaczynam rozumieć tutejszy "angielski", a i w Kimeru parę słów już znam :) Wszyscy jednogłośnie tęsknimy za polskim jedzeniem, bo tutejsze... po prostu jest :) kiełbasa i ser, które przywiozłem, już dawno temu się skończyły, a i zapasy kiśli i zupek instant szybko się kurczą. Czasami siedzimy sobie i wymieniamy, co zjemy po powrocie do domu, ale wiemy też, że będzie nam strasznie brakować tutejszych owoców: słodkich bananów, ananasów i pomarańczy :)

środa, 12 sierpnia 2009

Mieliśmy sporą przerwę w pisaniu, ale postaram się to nadrobić. Ostatnio dużo się dzieje. Od środy (5.08.09) prowadzimy zajęcia edukacyjno - sportowe dla dzieci. Przed południem zgarniamy dzieciaki z ulicy: znaczna większość - czasem nawet wszystkie - nie chodzi do żadnej szkoły, nie znają angielskiego, ale są bardzo chętne do wszelkiego rodzaju zajęć. Staramy się porozumiewać z nimi za pomocą gestów i na razie się udaje ;]

Po dwóch godz. żegnamy się i biegniemy pod prysznic. Szybki obiad + często-gęsto zupka "tsi minuti" i do następnych zajęć - pranie, pisanie, czasem krótkie spanko. Ok 15:00 lecimy na kolejne zajęcia - i tutaj nie można dopatrzeć się stałej grupy dzieciaków. Raz to była duża grupa ze szkoły, innym razem mieszanka z dwóch szkół i dzieci z ulicy, a ostatnio, w sobotę gościliśmy chłopaków z domu dziecka (dzieci ulicy). Definitywnie najlepiej pracuje się z tymi, które mają niewiele. Te ze szkoły są dość rozwydrzone, a czasem nawet nieprzyjemne.