niedziela, 22 grudnia 2013

Świat się zmienia, Kenia też



Wreszcie jest chwila, żeby coś napisać, bo wiem, że wszyscy czekają na jakieś wieści, ale szczerze mówiąc, nie wiem co mam napisać. Czas biegnie, dużo się dzieje, ale nie jest to dla mnie nic nowego. Póki co, te same miejsca, spotkania z dziećmi, dorosłymi, wszystko tak jak dwa lata temu, choć w trochę innej już rzeczywistości.
No i chyba właśnie o tej nowej rzeczywistości tym razem napiszę, bo nie mogę wyjść z podziwu, jak ten kraj się zmienia. Mam przecież porównanie do Kenii z 2009 i 2011 roku i muszę przyznać, że jest to gigantyczny skok cywilizacyjny.

Już samo lotnisko mnie zszokowało, gdyż dwa lata temu żegnał mnie stary „kartonowy” terminal i te same korytarze dla odlatujących i przylatujących. Kiedy w sierpniu tego roku dotarła do mnie informacja, że spłonął terminal na lotnisku w Nairobi, stwierdziłem że to już całkowicie sparaliżuje ten port, który jest przecież największym i najbardziej znaczącym portem w środkowo-wschodniej Afryce. Okazało się jednak, że terminal jest zupełnie nowy, jeszcze może nie skończony, ale wszystko jest na dobrej drodze.

Prosto z szopki


poniedziałek, 16 grudnia 2013

Oczekiwanie



W końcowej fazie to moje oczekiwanie na wyjazd do Afryki zbiegło się z oczekiwaniem na przyjście Jezusa. Przypadek? Może i tak, ale przypadki są przecież tylko w gramatyce…
No ale od początku, a w zasadzie, to od końca ostatniego pożegnania z Afryką, czyli sierpnia 2011, myślałem jak do niej znowu wrócić. Oczywiście nie jest to takie łatwe spakować się i wyjechać, bo jednak z Polską wiąże mnie dużo, a wręcz powiedziałbym, że coraz więcej. 

Plany były już od dawna, ale w październiku urealniły się, kiedy w pracy ustaliłem urlop i kupiłem bilety. Odliczanie trwało długo. Ci którzy śledzili je na fb, pewnie myśleli sobie, że nie mam nic innego, lepszego do roboty, ale to nie prawda, bo na brak zajęć nie mogę narzekać. Tak się objawiała tęsknota za tym miejscem, za tymi ludźmi.
Zamykanie spraw, zakupy, pakowanie, tylko potęgowały moje podniecenie, aż wreszcie 11-12-13 z godzinnym opóźnieniem wsiedliśmy do samolotu  – no właśnie my, bo zgłosiła się jeszcze nieświadoma tego co ją czeka, niewiasta rodem z Mielca, która chce tu spędzić dziewięć miesięcy. Na imię jej Iza.