wtorek, 6 listopada 2012

Spełniacze marzeń

No i stało się! Tak jak zapowiadałem, Monika i Klaudia dotarły dziś do Mitunguu, a po drodze Ks. Francis zabrał je na chwilkę do sierocińca w Matetu.

Pierwsze słowa jakie dziewczyny napisały mi, to że Fader jest szalony, i trudno się z nimi nie zgodzić, ale trafił swój na swego :))) Myślę, że czas spędzony w Mitunguu, Matetu i Tiganii, będzie dla nich cennym doświadczeniem, a dla nas kolejną okazją do zorientowania się co nowego się tam dzieje.

Spotkanie z Księdzem Francisem i naszymi dziećmi to tylko jeden z przystanków wielkiej podróży Moniki i Klaudii, gdyż wyprawę tę zaplanowały na prawie rok. Jest kilka miejsc w Kenii, które chcą odwiedzić i wspomóc swoją pracą, ale planują również odwiedzić inne kraje afrykańskie, by tam służyć potrzebującym.

My wszyscy jesteśmy zaproszeni do współuczestnictwa w tej wyprawie, dzięki "SPEŁNIACZOM MARZEŃ". To blog, który dziewczyny założyły, byśmy mogli podróżować razem z nimi i mogli przeżywać to, co one przeżywają.

Przed przyjazdem do Mitunguu dziewczyny były już przez tydzień w ośrodku dla dzieci chorych na HIV w Nchiru, niedaleko Meru. Tego, gdzie pojadą dalej, można się będzie dowiedzieć oczywiście śledząc bloga.

Chciałbym też zaprosić Państwa do modlitwy w intencji Klaudii i Moniki, chociażby odmawiając "Pod Twoją obronę" w trakcie wieczornej modlitwy.

Jeśli natomiast ktoś chciałby wspomóc je finansowo, by mogły zajechać troszkę dalej i pomóc większej liczbie potrzebujących ludzi, to może to zrobić za pomocą naszego konta:

94 1560 1111 2107 0220 1803 0007
Stowarzyszenie "Diakonia Ruchu Światło-Życie"
ul. Blachnickiego 2
34-450 Krościenko
z dopiskiem: "Na cele statutowe - SPEŁNIACZE MARZEŃ"
(przekazaną kwotę można odliczyć od podatku jako darowiznę)



Myślę, że każde wsparcie modlitewne i materialne będzie dla dziewczyn bardzo cenne, dlatego z góry dziękuję wszystkim za tę pomoc i zapraszam do śledzenia ich bloga


niedziela, 4 listopada 2012

Szkoła na sawannie

Dary, które wysłaliśmy do Kenii nie trafiły tylko do dzieci z Laare. Są miejsca w tym kraju, gdzie ludzie żyją w skrajnie trudnych warunkach. Takim obszarem jest sawanna, której część należy do parafii Amungenti. Rok temu Fr. Dionizy zabrał nas w tamte strony. 
Oczywiście buty, ubrania i plecaki bardzo się tamtejszym dzieciom przydadzą, ale chcemy im pomóc również w dłuższej perspektywie czasowej, stąd decyzja o objęciu adopcją 41 dzieci z sawanny.



Szkoła w Kisimani położona jest na sawannie. Dojechać tam można jedynie Land Roverem, z uwagi na nierówności, skały i kamienie. Mimo pory deszczowej, na sawannie i tak jest sucho, gdyż deszcze nie padają codziennie. Jest tez bardzo gorąco, choć jak twierdzi dyrektor szkoły, bywa o wiele cieplej. 
Ludzie żyją w skrajnej biedzie. W pobliżu jest jedna rzeka z bardzo zanieczyszczoną wodą, którą ludzie zmuszeni są pić. Odbija się to na ich zdrowiu, szczególnie cierpią dzieci, które od małego zmagają się z robakami wszelkiego rodzaju. Ludzie mieszkają w małych glinianych domkach ze słomianymi dachami, które zalewa przy okazji każdego większego deszczu. 
Mieszkańcy wioski żyją w skupiskach po kilka rodzin w obawie przed dzikimi zwierzętami (nieopodal znajduje się Meru National Park). Właściwie nikt nie ma na własność ziemi, niektórzy mają małe pola, na których sieją i sadzą to, co za kilka miesięcy będzie im służyć jako pokarm. Niestety, bardzo często z powodu braku deszczu nie mają żadnych zbiorów i cierpią z powodu głodu.
Do szkoły można przyciągnąć dzieci  jedynie wizją posiłku. Dlatego też zdecydowaliśmy się objąć je projektem. W ich wypadku nie chodzi o opłaty za szkoły, gdyż jest ona bezpłatna. Pieniądze będą przeznaczane na mundurki dla dzieci, opłatę egzaminów, a przede wszystkim na posiłki dla dzieci, które są skrajnie niedożywione. 
Sama szkoła zrobiona z gliny i patyków nie ma wystarczającej liczby pomieszczeń. Brak również nauczycieli. Jest to szkoła państwowa, jednak państwo zatrudnia tylko 3 nauczycieli na 7 klas. Zdesperowani rodzice próbują radzić sobie zatrudniając kolejnych nauczycieli, jednak wydatek też znacznie przewyższa ich możliwości.
Zarejestrowaliśmy 41 dzieci, które chcielibyśmy wspomóc. Są to sieroty, pół sieroty oraz dzieci z pełnych, ale bardzo biednych rodzin. Staraliśmy się wesprzeć wszystkie rodziny, biorąc po jednym dziecku do adopcji z każdej. Ufamy, że uda nam się znaleźć dla nich sponsorów, aby choć trochę polepszyć ich trudne warunki życiowe.
Monika i Klaudia.

Dodam tylko, że dzieci sukcesywnie pojawiają się już na liście dzieci oczekujących na adopcję. Chętnych do ich adopcji zapraszamy do kontaktu z nami.


sobota, 3 listopada 2012

Czas podsumowań

Dawno już nic nie pisaliśmy na tym blogu, ale co tu było pisać, kiedy wieści z Kenii od początku wakacji na bieżąco pojawiały się na blogu Misji Laare, dzięki Siostrze Amabilis, która 3 miesiące spędziła wśród naszych dzieciaków. 
 
Od półtora miesiąca aktualności z Laare publikowały Monika i Klaudia - wolontariuszki, które już rok temu założyły ten blog, a teraz ponownie pojechały, by nie tylko pisać, ale przede wszystkim działać. 
Jeśli ktoś nie zaglądał na ten blog, to na prawdę dużo ma do nadrobienia, gdyż dziewczyny nie zwalniają tępa, a wręcz przeciwnie, w chwili obecnej są w ośrodku dla dzieci chorych na HIV, a w najbliższych dniach, na naszą prośbę jadą do Mitunguu do ks. Francisa, dowiedzieć się co nowego słychać w sierocińcu Matetu i Tiganii, skąd pochodzi prawie pięćdziesiątka naszych maluchów. 
 
By więc rozpocząć nowy etap w adopcji, wypadałoby podsumować różne akcje, które do tej pory prowadziliśmy. Zaczynamy od końca, czyli od tej wielkiej paki, która dotarła do Laare w lipcu, a później dzięki ogromnej pracy Sióstr i księdza Dionizego, jej zawartość trafiła do najbiedniejszych dzieci. 
 
Siostra Amabilis przesłała nam płytę ze zdjęciami, które umieściłem w naszej galerii i niniejszym zapraszam do jej odwiedzenia i przekonania się na własne oczy, ile te prezenty dały radości dzieciom