środa, 19 sierpnia 2009
Ostatni odcinek kenijskiej przygody
Tu Kasia. Chcę się z Wami podzielić czymś, co mnie bardzo poruszyło.
Rozmawiałam dziś z chłopakiem o imieniu Derick. Zamieniłam z nim wcześniej parę razy kilka słów, bo pojawiał się na spotkaniach wspólnoty. Ale dziś od słowa do słowa opowiedział mi historię swojego życia. Ma 23 lata. Jego rodzice rozeszli się wiele lat temu, gdy był jeszcze w podstawówce. Ojciec alkoholik w ogóle nie przejmował się losem pozostawionych dzieci. Bezrobotna matka była w stanie opiekować się jedynie dwójką najmłodszych z szóstki dzieci. Trójka starszego rodzeństwa Dericka rozpierzchła się po świecie. Nie wie on nawet gdzie są i co robią.
Derick skończył podstawówkę dzięki pomocy polskich księży pracujących wtedy tu, w Mitunguu, oraz dzięki sponsorce z Polski. Ale misjonarze wyjechali, a kontakt ze sponsorką się urwał i Derick nie mógł kontynuować nauki w szkole średniej, bo musiał zająć się zarabianiem na swoje utrzymanie. Ta sytuacja trwa do dziś - chłopak szuka dorywczych zajęć, które raz są, raz ich nie ma, a wystarczają mu ledwie na pokrycie czynszu i najbardziej podstawowe potrzeby. Żebrać nie chce, jak również nadużywać życzliwości obecnego proboszcza parafii w Mitungu - ks. Francisa. Jest pomysłowy - zarabiał trochę dzięki aparatowi cyfrowemu, który dostał od polskiego misjonarza, dopóki mu go nie skradziono. Jego planem na wyjście z ciężkiej sytuacji jest zrobienie rocznego kursu zawodowego. Mogłoby to być dla niego równie dobrze stolarstwo, murarstwo, jak i kurs komputerowy lub prawo jazdy. Każdy z nich pozwoliłby mu zyskać stałe źródło utrzymania, bez potrzeby pożyczania pieniędzy i stałego niepokoju o jutro. Taki roczny kurs kosztuje średnio 20000 szyligów kenijskich, czyli 800zł. Derick uskładał 3000 szylingów. Widzi, że bez pomocy nie uda mu się zebrać potrzebnych pieniędzy. Nie traci jednak wiary w Boską Opatrzność.
Wiecie co mnie najbardziej uderzyło w tym wszystkim? Patrząc na niego, nikt z Was nie powiedziałby, że boryka się on z takimi trudnościami życiowymi, i że tyle przeszedł mimo młodego wieku. Zadbany, czysty, schludny, pogodny, nie narzucający się. Uderzyło mnie to, że w tym wszystkim nie traci on nadziei, robi co może i ile może. Ale gdy się uśmiecha, jest to uśmiech człowieka, który wie, że nie może sobie pozwolić na rozpacz. Gdy się uśmiecha, jego oczy są poważne. Ta powaga każe mi się zastanowić, ile jeszcze wytrwa on w nadziei. Tyle widać tu dzieci ulicy wąchających klej w butelce... Tylu młodych ludzi emigruje ze wsi do miast w nadziei znalezienia pracy, a kończą na prostytucji, narkotykach, przestępstwach, a w najlepszym razie na bezczynnym leżeniu na przedmieściach Nairobi, czekając na to, że ich ktoś zatrudni. Oby to nie była przyszłość Dericka!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz