poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Zaległe wieści

Fr. Francis z dziećmi
Były egzaminy, są też wyniki. Najlepszym okazał się być nasz chłopiec Kelly Mutuma. Wczoraj odbyło się wręczenie nagród. Nie ważne, kto zajął które miejsce, prezenty dostali wszyscy, ale najlepsi dostaną wyjątkową szansę nauki w Matetu.
Były tańce, śpiewy i oczywiście przemowy. Ja też musiałem powiedzieć coś od siebie. Wręczyłem również najlepszemu chłopcu i najlepszej dziewczynce małe upominki, które przekazali mi mój siostrzeniec i siostrzenica, chcący podzielić się swoimi zabawkami z kenijskimi dziećmi.
Kelly Mutuma
odbiera gratulacje
Oczywiście  odwiedziłem Kelle’go w domu, by zobaczyć jaka jest jego sytuacja, gdyż na rozdaniu nagród był z nim sąsiad. Okazało się, że matka wychowuje go sama, ale jest alkoholiczką i nie zajmuje się Kellym jak należy. Trudno było się od niej czegokolwiek dowiedzieć, pewne jest to, że nie pracuje.
Joan Mwende w spódnice w kratę
i przykrótkiej bluzeczce
Kelly jest dosyć bystrym chłopcem, ale bardzo nieśmiałym. Najbardziej boi się aparatu, więc zrobienie mu dobrego zdjęcia graniczy z cudem. Mimo wszystko, po wielu próbach udało mi się upolować go uśmiechniętego i nie zasłaniającego twarzy.
W slumsie uczy się jeszcze dwójka naszych dzieci: Bosco Mutethia i Joan Mwende. Te dzieci odwiedzę w najbliższych dniach, bo teraz zabrakło na to czasu.
Kilka dni później…
Bosco w pasiastej koszulce polo
Co prawda w ostatnich dniach dużo się działo i w pisaniu mam już takie zaległości, że nadrobię to chyba dopiero koło Bożego Narodzenia, ale chciałbym wrócić jeszcze do wydarzeń z ubiegłego tygodnia.
występy dzieci
Już nie pamiętam którego dnia, ale byłem na spotkaniu grupy wsparcia osób „HIV positive”. Należy do niej trzynaście osób i spotykają się bądź przy parafii, bądź w domach. To spotkanie odbywało się u kobiety odpowiedzialnej za całą grupę, mieszka ona kilka kilometrów od Mitunguu w kierunku równika.
Opiekunką tej grupy i koordynatorką ich działań jest Agata, ta sama, która jest również koordynatorką naszego programu z ramienia ks. Francisa. To ona próbuje aktywizować tych ludzi, by nie stali się marginesem społeczeństwa.
nudzące wszystkich przemowy :)
Na tym spotkaniu padł pomysł, by cała grupa zajęła się wytwarzaniem drobnej biżuterii afrykańskiej, którą można będzie sprzedawać. Wiadomym jest, że ludziom z HIV trudniej jest znaleźć pracę i normalnie żyć, dlatego każda próba uspołecznienia ich jest bardzo ważna. Ja trzymam za nich mocno kciuki, bo choć są to ludzie bardzo prości, to jednak chcą walczyć o swoje życie i swoją przyszłość, a to jest najważniejsze.
grupa wsparcia HIV positive
Innego dnia razem z Fr. Francisem pojechaliśmy znowu w odległy zakątek parafii, by uczestniczyć w bardzo ważnym rodzinnym wydarzeniu, jakim jest chrzest dziecka. Impreza odbywała się na podwórku.
obrzęd chrztu
Najpierw oczywiście Msza Święta i sam obrzęd chrztu, który nie różni się niczym od naszego „polskiego” obrządku. Mimo wszystko były momenty zabawne, bo w Kenii, wiele rzeczy jest prowizorycznych i dotyczą one często również obrzędów liturgicznych. I tak np. Ksiądz polewał główkę dziecka z półtoralitrowej butelki po wodzie mineralnej, a gromnicą była maleńka świeczuszka, która wypaliła się w ciągu kilkunastu minut.
dary z płodów ziemi
Stałym zwyczajem ołtarz stał się później stołem biesiadnym, wokół którego przechadzały się kury, koty i psy. One również uczestniczyły w uczcie, bo po posiłku talerze stawiało się na ziemi, by zwierzęta mogły je wyczyścić.
nowy członek Kościoła
Mimo zabawnego obrazka, który można było tam nakreślić, był też drugi obraz, bardzo smutny i przygnębiający. Na uroczystość została przyniesiona dziewięćdziesięcioletnia kobieta już prawie niesłysząca i niewidoma.
Babcia z wnuczką
Po skończonej uroczystości odwiedziliśmy tę kobietą w domu i to co zobaczyłem, przeszyło mnie dreszczem. Staruszka nie ma w zasadzie żadnej rodziny, opiekuje się nią jedyna wnuczka, która po śmierci swoich rodziców z powodu HIV zajęła się babcią przerywając naukę w szkole.
Babci i wnuczce pomagają sąsiedzi, ale też na miarę swoich możliwości, bo w okolicy jest bardzo dużo biedy. Fr. Francis chce pomóc dziewczynce i zabrać ją do Matetu, gdzie w spokoju będzie mogła kontynuować naukę, a babcię pewnie trzeba będzie umieścić w ośrodku dla chorych prowadzonym przez włoskie zgromadzenie Cottolengo.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No nie !!! Tylko proszę się nie śmiac - ja cały czas myślałam, że Kelly to ... dziewczynka. Idzie już drugi rok mojego rozumowania ... ha,ha ... Sama się z siebie śmieję. I takowe gadżety posyłałam w listach - dla dziewczynki ... A tu "boy". Niemniej to też świadczy o tym, jak mało informacji, czy wieści mają "rodzice adopcyjni" o swoich dzieciach. Dlatego serdecznie dziękuję za te pierwsze i jedyne jak dotąd wiadomości o Kelly, już nie mogę się doczekac zdjęc, a może chłopiec napisze mi coś, chociaż skromniutko ... ? No i najważniejsze: PROSZĘ UŚCISKAC KELLEGO ODE MNIE (Kasia z Bochni) I POGRATULOWAC MU WYNIKÓW W NAUCE !!! Bardzo proszę ! Pozdrawiam.

gosiahk pisze...

Pani Kasiu Kelly to chłopiec ale ładny jak dziewczynka :)i do tego jaki zdolny i ambitny .Historia zabawna ale najważniejsze , że mały ma Panią i na pewno się cieszy :) pozdrawiam