poniedziałek, 27 czerwca 2011

Boże Ciało

Może nikt mi w to nie uwierzy, ale mamy tu dziś typowo angielską pogodę, jest mglisto, ponuro i na dodatek mży. Zegarki afrykańskie zwolniły jeszcze bardziej, ludzie na ulicę wychodzą jeśli muszą, tylko dzieciaki z parafialnej szkoły jakby nigdy nic kopią piłkę i tarzają się po tej mokrej, acz wysuszonej trawie.
W Misji też dziś spokojniej, bo s.Alicja odwozi aspirantki do Meru, s.Makena w biurze robi rozliczenie parafialne, s.Kasia w wielkim świecie, tj. w Nairobi wciąż załatwia formalności związane z wyjazdem do Madrytu, nowicjuszka Monika ogarnia dom po wczorajszym trzęsieniu ziemi, a ja mam wreszcie czas, by usiąść, zrobić sobie kisielek i opisać to, co przez ostatnie dni się działo.
Zaczęło się w sobotę, najpierw zakupy i szykowanie paczek żywnościowych dla kobiet pracujących w polu przy Misji, a później w wiosce zrobiło się wielkie poruszenie. Dwoje mzungu, tj. s.Alicja i ja, wyszło na drogę i zaczęło ogałacać z kwiatków wszystko okoliczne krzaki. Na bocznych drogach, nie wzbudzało to jeszcze takiej sensacji, ale kiedy dorwaliśmy się do zarośli przy asfalcie, zgromadziło się wokół nas mnóstwo ludzi, którzy mieli dobry temat do dysputy: co te białe cz człowieki tu robią? Dyskusja toczyła się w kimeru, więc trudno nam było wtrącić swoje pięć groszy, a zresztą i tak by nie zrozumieli, co to jest procesja Bożego Ciała.
Tak, to właśnie przygotowania do pierwszej w historii parafii Laare procesji z Najświętszym Sakramentem wzbudziły tyle sensacji. Do zbierania kwiatków zatrudniliśmy później dzieci, które  ćwiczyły tańce na niedzielną uroczystość, one z wielką radością rzuciły się na wszystkie okoliczne drzewka.
Tutaj uroczystość Bożego Ciała była przeniesiona na niedzielę. Tak samo będzie z Piotrem i Pawłem, których świętować będziemy dopiero trzeciego lipca w niedzielę. Podejrzewam, że ma to związek z tym, że Kenia jest krajem wielokulturowym i wielowyznaniowym, a Chrześcijanie stanowią tu zaledwie jakieś dwadzieścia procent.
Ale wracając do naszej procesji, w niedzielę zaraz po śniadaniu, dzieci doniosły nam jeszcze trochę kwiatków, więc nazbierało się tego cztery kosze. Siostra wymyśliła, że fajnie byłoby przyozdobić dzieciaki jakimś wspólnym elementem, dlatego poświęciła jedną moskitierę, by zrobić dziewczynkom kokardy na głowy. Nam może się to wydawać śmieszne i obciachowe, ale tutaj zrobiły one furorę.
Wszyscy udaliśmy się do publicznej szkoły Murungene, gdzie miała rozpocząć się procesja o godzinie 10. Godzinna obsuwa, to przecież żadne spóźnienie, dlatego zaczęliśmy po 11. Na placu nie zebrało się wiele osób, gdyby nie dziewczyny z liceum i dzieci sypiące kwiatki, to z bramy szkoły nie wyszłoby wiele osób, ale jak na pierwszą procesję to i tak było nie źle.
Była monstrancja, którą Siostra przywiozła rok temu z Polski, żeby nie trzeba już było nosić Pana Jezusa w szklance, był trybularz nieco już zdezelowany i świece, które nie chciały się palić, bo wiatr był za silny. Po drodze dołączali się kolejni ludzie, a inni się tylko przyglądali i myśleli sobie, co to za dziwy się dzieją w naszej wiosce?
Mukembu, Mukembu, Mukembu (Święty), wołały dzieciaki, a wszyscy tak śpiewali, że serce mocniej biło. Ksiądz dzielnie dźwigał monstrancję bez niczyjej pomocy, na szczęście dystans ze szkoły do kościoła to jakieś 500m.
Po procesji rozpoczęła się uroczysta Msza Święta z licznymi śpiewami i tańcami, długimi procesjami i jeszcze dłuższymi przemowami, ale do tego zdążyłem się już przyzwyczaić. Było pięknie i uroczyście, a za rok, miejmy nadzieję, ludzie z wioski nie będą już się tak dziwować na widok zbieraczy kwiatków.
Ledwie wróciliśmy po Mszy do domu, a już trzeba było zabrać się za przygotowanie innej imprezy. Raz do roku w odwiedziny do sióstr przychodzą kobiety z parafii, by wspólnie modlić się, śpiewać i pogawędzić. Tym razem zeszło się ich około 130, więc naszykowanie tylu miejsc do siedzenia przed domem, nie było prostą sprawą. Później skromny posiłek, herbatka, były nawet tańce, no i oczywiście przemowy…
Kobiety przynoszą zawsze ze sobą skromny prezent w postaci tego co zbiorą u siebie w ogródku. Takim sposobem w magazynie znalazły się ponad dwa worki awokado, fasola różnego rodzaju, kukurydza, ryż, banany, nawet pędy trzciny cukrowej. Ogarnięcie tego wszystkiego zajęło nam sporo czasu, mimo iż było sporo rąk do pracy.

Brak komentarzy: